Uczeni w anegdocie - "Przede wszystkim gołębie"
Andrzej Kajetan Wróblewski
1 Kwietnia 2008
Przez kilkadziesiąt lat niemal codziennie w Bryant Park obok New York Public Library można było zobaczyć niecodzienny widok. Wysoki, szczupły człowiek stał pośród wielkiego stada gołębi, które otaczały go szczelnie, siadając mu nawet na głowie, ramionach i rękach. Mężczyzna karmił gołębie i zdawał się być całkowicie oderwany od rzeczywistości. Był to Nikola Tesla, jeden z największych wynalazców wszech czasów, ale także jeden z największych ekscentryków.
Tesla był Serbem, choć urodził się w środku nocy z 9 na 10 lipca 1856 roku w chorwackim miasteczku Smiljan. Jego ojcem był pop, który chciał, aby syn poszedł w jego ślady. Ale Nikola od najmłodszych lat wykazywał talent do konstruowania różnych mechanizmów, a w szkole fascynował się elektrycznością. Po studiach w Grazu i Pradze został głównym elektrykiem w firmie telefonicznej w Budapeszcie. Elektryczność była wtedy jeszcze słabo znana, stosowano tylko prąd stały, a prymitywne prądnice i silniki miały szczotki, które podczas pracy iskrzyły i szybko ulegały zniszczeniu. Pewnego popołudnia w 1882 roku Tesla podczas przechadzki w parku miejskim doznał olśnienia i zrozumiał, że wiele trudności rozwiązałoby zastosowanie prądu zmiennego. Od razu laską na piasku zaczął rysować schematy nowych urządzeń.
Pojechał do Paryża i zatrudnił się tam w europejskiej filii zakładów Edisona. Zbudował pierwszy działający silnik na prąd zmienny, ale nie mógł nikogo zainteresować swym wynalazkiem. Wywarł jednak na pracodawcach tak korzystne wrażenie, że szef filii John Batchelor dał mu list polecający do samego Thomasa Edisona. Z tym listem w kieszeni Tesla wyruszył w drogę do Nowego Jorku. W pociągu został okradziony, stracił bagaż, pieniądze i bilet na statek. Pozostał mu tylko list polecający i cztery centy w kieszeni. Na szczęście miał znakomitą pamięć i potrafił podać numer swego biletu, toteż kiedy nie pojawił się żaden człowiek legitymujący się takim dokumentem podróży, Teslę wpuszczono na statek.
W Nowym Jorku list polecający umożliwił mu wjazd do Stanów Zjednoczonych. Prosto z portu, nie zdając sobie sprawy z wielkości miasta, Tesla udał się na poszukiwanie biur Edisona na Fifth Avenue. Kiedy zmęczony wędrował ulicami, w pewnej chwili zobaczył przez otwarte drzwi warsztatu jak właściciel, głośno klnąc, próbuje uruchomić zepsutą prądnicę. Tesla natychmiast zaproponował pomoc w naprawie, a 20 dolarów, które dostał jako honorarium, wystarczyło mu na nocleg w hotelu oraz nabycie nowego ubrania i bielizny. Następnego dnia wypoczęty i odświeżony Tesla dotarł do Edisona. List polecający sprawił, że został przyjęty życzliwie, ale okazało się, iż Edison nie interesuje się nowatorskimi pomysłami przybysza zza oceanu. Zatrudnił go jednak w swej firmie. Przypuszczalnie uważał, że Tesla pochodzi z jakiejś dżungli w środku Europy, bo raz zapytał go nawet, czy jadł ludzkie mięso. Drogi Tesli i Edisona rozeszły się szybko. Edison polecił Tesli wykonać skomplikowane plany udoskonalenia jego prądnic, oferując mu za szybkie wykonanie 50 tys. dolarów. Tesla zadanie wykonał, ale kiedy upomniał się o należną sumę, Edison ze śmiechem odrzekł: "Ach, pan jest zbyt młody, żeby zrozumieć amerykański humor".
Tymczasem Tesla opracował nowe generatory, transformatory i silniki (w tym silnik na prąd wielofazowy) i w maju 1888 roku przedstawił swoje pomysły podczas odczytu w Amerykańskim Instytucie Inżynierów Elektryków. Wtedy George Westinghouse zakupił od Tesli jego patenty i zatrudnił go jako konsultanta za 2 tys. dolarów miesięcznie. Zastosowanie prądu zmiennego umożliwiło gwałtowny rozwój sieci elektrycznej, bo można było wreszcie przesyłać elektryczność na duże odległości bez znacznych strat. Edison, który uparcie trzymał się prądu stałego, przegrał sromotnie walkę z konkurencją.
Tesla miał wreszcie pieniądze, aby urzeczywistnić swoje pomysły. Jednym z nich była budowa w 1899 roku gigantycznej cewki, dostarczającej napięcie tak wysokie, że można było wytwarzać iskry o długości 40 m! Zdobył wielką liczbę patentów i wcześniej od Marconiego urzeczywistnił przesyłanie informacji falami radiowymi. Ale nie dbał o pieniądze i coraz częściej wpadał w biedę. Coraz bardziej też dziwaczał, odrzucał teorie Maxwella i Einsteina oraz snuł fantastyczne rozważania.
W 1917 roku przypomniano sobie o Tesli i przyznano mu złoty Medal Edisona. Podczas uroczystości zdziwaczały już wynalazca wygłosił przemówienie o swym dzieciństwie, a potem wymknął się z bankietu i poszedł karmić gołębie.
Tesla miał obsesję na punkcie czystości i obawiał się zarazków (nie przeszkadzały mu jednak gołębie). Nie podawał rąk przy przywitaniu, tłumacząc, że poranił je w laboratorium. Nawet przyjaciele nie mogli się do niego zbliżać. Nigdy nie używał dwukrotnie tego samego ręcznika, a po kąpieli wkładał zawsze świeże ubranie. Nie znosił ludzi otyłych, a widok pereł przyprawiał go o mdłości. Nie mógł dotykać czyichś włosów. Liczył filiżanki, talerze, schody, obliczał ciężar i objętość spożywanych posiłków. Był bardzo nieszczęśliwy, jeśli nie mógł tego robić, więc przeważnie jadał samotnie. Uwielbiał liczby podzielne przez 3, zwłaszcza liczbę 27, która równa się 33. Gdy będąc u szczytu sławy, spożywał posiłki w reprezentacyjnej sali hotelu Waldorf-Astoria, musiano mu przygotowywać dokładnie 18 serwetek, którymi przed jedzeniem długo czyścił i tak już lśniące sztućce.
Tesla nigdy się nie ożenił. Żył samotnie w hotelach, coraz bardziej dziwaczał i stawał się zapomniany. Wyrzucano go z kolejnych hoteli, ponieważ nie miał czym płacić rachunków. W końcu rząd jugosłowiański przyznał mu dożywotnią rentę w wysokości 7200 dolarów rocznie. Ale Tesla nadal miał trudności z mieszkaniem w hotelach, ponieważ wabił do pokoju gołębie i karmił je na swoim stole.
Znaleziono go martwego w pokoju hotelowym 8 stycznia 1943 roku.
Na jego cześć jednostkę indukcji magnetycznej nazwano teslą.